Dynia
18:55 23 września 2008
- Bardzo dziękujemy - uścisnęła dłoń pani
Carmody.
- Przyjemność po naszej stronie. Weźcie jeszcze trochę ciasta dyniowego na
drogę - kobieta serdecaznie się uśmiechnęła i wręczyła pakunek Karou
- Wyjaśnię wam, jak dojechać do Sugarville. Kiedy wyjedziecie z miasteczka i
miniecie pole dyniowe powinniście skręcić w prawo na rozdrożu. Później
wystarczy patrzeć na znaki. - powiedział pan Carmody – gospodarz domu.
- Jeszcze raz dziękujemy. – dodał Erias, wsiadając do samochodu.
19:38 23 września 2008
- No chyba żartujesz? – powiedział, kiedy tuż
przy polu usłyszał gasnący silnik.
- Co się stało? – zapytała niemrawo Karou, która jeszcze chwilę temu spała.
Chłopak wysiadł z samochodu. Kiedy podniósł maskę od razu rozpoznał (oczywistą)
przyczynę.
-Silnik zdechł.
-W takim tempie nigdy nie dojedziemy na miejsce. – Euforia Karou, która ją
przepełniała w związku z pokazem mody Dolores Blackburn uleciała równie szybko,
jak nadzieja, że tej nocy opuści to przerażające miasteczko. Dolores była
projektantką mody, która zasłynęła z projektów kreacji dla Lady Gagi.
Mimo, że nie pracuje już z gwiazdą, wciąż cieszy się popularnością i uznaniem w
świecie mody.
- Obiecuje, że dojedziemy na czas. – powiedział Erias sam nie wierząc w to co mówił - Spójrz - chłopak
wskazał palcem na palące się światło widoczne pomiędzy drzewami - tam jest
jakiś dom.
- Ja tam nie idę, nawet na to nie licz.
- Dobrze, ja pójdę, a ty tu zostań. – mówiąc to, dobrze wiedział, że ona nigdy
nie zostałaby sama w szczerym polu. Kiedy ruszył w stronę domu usłyszał szelest
liści – to Karou.
Idąc pomiędzy, ogołoconymi z liści, drzewami zobaczył niewyraźną postać. Był to
strach na wróble.
-Koszmarek – szepnęła Karou mijając czupiradło. Nie była pewna, ale wydawało
jej się, że straszydło łypało na nią spod czupryny słomianych włosów. –
Pośpieszmy się, dobrze? – powiedziała wyraźnie poddenerwowana.
Oboje przyspieszyli tępa, jakby czuli zbliżające się ku nim niebezpieczeństwo.
Z każdym krokiem zaczynali przyspieszać, aż zaczęli biec w stronę pobliskiej
chaty. Karou zbliżała się do domostwa, lecz spostrzegła, że Eriasa nie ma
nigdzie w pobliżu. Rozglądała się niespokojnie
- Erias! – krzyknęła, nawołując narzeczonego – To nie jest zabawne! – usłyszała
szelest i dyszenie. – Erias? – Teraz nie była pewna czy to dowcip jej
przygłupiego amanta, czy ktoś czaił się za drzewami obserwując każdy jej ruch.
Emocje wzięły górę – zaczęła biec, coraz bardziej oddalając się od chaty.
Biegła ile sił, lecz nogi miała jak z waty – upadła. Obejrzała się za siebie.
To co zobaczyła przerosło jej wszelkie obawy. Erias leżał na ziemi –
przynajmniej to co z niego zostało. Jego ciało było oskórowane. Wnętrzności
zostały usunięte z ciała, a głowa została wyrwana z tułowia. Karou była
przerażona i nie potrafiła wydusić z siebie nic, poza głuchym krzykiem
rozpaczy. Nie trwał on jednak długo, gdyż to co zobaczyła, gdy podniosła wzrok,
było dla niej, jak koszmar, z którego nie potrafiła się obudzić.
16:38 21 września 2009 r.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się zwyczajnie tragicznie.
Pokłóciłam się z Verne. Ostatnio często nam się to zdarza Prawdopodobnie
zmierzał właśnie w kierunku Sugarville. On wiecznie był poukładany i kompletnie
nieasertywny, w przeciwieństwie do mnie. Ja ciągle robiłam idiotyczne i
niebezpieczne rzeczy, dla czystej adrenaliny. Przyznaję, że nieraz przejechałam się na takim stylu bycia.
Przynajmniej będzie co opowiadać wnukom na dobranoc. Dzisiaj, zaraz po przebudzeniu usłyszałam, jak Verne rozmawia
przez telefon z ojcem. Kiedy tylko miał z nim kontakt zaczynał zachowywać się jak zahipnotyzowany. Nie przeszkadzało mi to w dzieciństwie. Teraz kiedy swoje przeżyłam i mam świadomość tego, jaki ojciec ma
na niego wpływ, jest mi go po
porostu żal. Tłumaczyłam mu wiele razy, że powinien się opamiętać. Mimo iż jestem młodsza od swojego brata,
to o wiele wcześniej zaczęłam myśleć samodzielnie i brać odpowiedzialność za to, co robię. Ojciec dzwonił w sprawie kolejnego zniknięcia. Para młodych narzeczonych zniknęła bez śladu.
Podobno zaginięcia miało miejsce rok temu 23 września w miasteczku Nova.
Coś mnie tknęło.
Sięgnęłam do notesu i sprawdziłam czy data ma jakieś konkretne odniesie do czegokolwiek,
co pomogłoby ustalić przyczynę.
Znalazłam!
„Święto Mabon, które jest powszechnie znane jako dożynki. W tym czasie dziękuje
się za wszystko, co przyniosły minione miesiące.”
Kartkując dziennik szukałam informacji o bożkach lub rytuałach, które
potrzebują ofiary z dwojga przedstawicieli naszego gatunku. Szkoda, że Verne
mnie opuścił - jego mózg byłby, jak znalazł.
Nie ma czasu. Zadzwonię do wuja Alcona w
drodze – powiedziałam sama do siebie
07:49 22 września 2009 r.
To miasteczko przyprawia o
dreszcze. Kiedy meldowałam się w motelu, miałam wrażenie jakby recepcjonistka
próbowała zabić mnie wzrokiem. Aktualnie leżę na łóżku, w pokoju który wygląda
jakby niejedno widział. Zadzwoniłam do Alcona, lecz niczego nowego się nie
dowiedziałam. Potwierdził jedynie moje domysły. Nie cierpię czekać na
informację - zwłaszcza kiedy działam w pojedynkę, bo jaśnie księżna Verne się
obraził i postanowił sobie wyjechać. AGHR!!!
Nova (miasteczko skrywające
mroczną tajemnicę)
+
Vonie (wiecznie szukająca
problemów)
-
Verne (ciągle szukający własnej drogi)
=
MEGA KŁOPOTY
13:14 22 września 2009 r.
- Przepraszam, kojarzy pan może tę
dwójkę? – mówiąc to pokazałam mu fotografię dwójki zaginionych, których znalazłam
w raporcie policyjnym – Podobno widziano ich tutaj. – Mężczyzna wyciągnął dłoń
po zdjęcia, lecz jedynie rzucił na nie okiem
- Przykro mi, niestety nie pamiętam żadnego z nich. Rzadko ktoś obcy się tutaj
pojawia. – Mówił to tak, jakby traktował przejezdnych jak zarazę.
- Objechałam już sąsiednie miasteczka, lecz tam też nikt o nich nie słyszał. Jakby
zapadli się pod ziemię – Wyraz jego twarzy był bardzo wymowny. On ich
rozpoznał, ale nie wiedzieć czemu nie chciał nic powiedzieć – Dziękuje i
przepraszam – czułam jego wzrok na sobie, gdy wsiadałam z powrotem do auta.
13:47 22 września 2009 r.
Zajechałam do pobliskiej stacji benzynowej,
aby zatankować i kupić coś do jedzenia. Dawno już nie jadłam nic poza
batonikami i rybą z puszki.
- Poproszę kilka konserw i trzy galony benzyny
- Rzadko widzi się tutaj zamiejscowych. Dokąd to się pani wybiera ?
- Kobieta, która mnie obsługiwała wydawała się być miła, więc postanowiłam
spróbować zagadnąć ją o zaginionych nowożeńców.
- Próbuję dowiedzieć się co się stało z moimi przyjaciółmi. Zaginęli rok temu i
podobno zatrzymali się tutaj, ale nikt o nich nie słyszał, jak na razie. –
sięgnęłam do torby i pokazałam jej zdjęcia – Może Pani ich rozpoznaje? –
kobieta ubrała okulary i zmrużyła oczy, lecz nie rozpoznała ich. Wtedy do
sklepu wszedł mężczyzna ubrany we flanelową koszulę i czapkę z daszkiem.
- Kochanie widziałeś tutaj tych dwoje?
- Możliwe, że zatrzymali się tutaj, aby zatankować? – zagadnęłam starca, jednak
oboje zaprzeczyli. Usłyszałam dzwoneczek w drzwiach i zerknęłam przez ramię z
ciekawości. Był to młody chłopak o kruczoczarnych włosach.
- Wuju, gdzie to postawić ten karton?
- Postaw koło okna – odpowiedziała kobieta. Chłopak zerknął na zdjęcia, które
znów trzymałam w rękach.
- Coś się stało?
- Szukam dwójki przyjaciół, którzy zaginęli jakiś czas temu.
- Kojarzę ich – Nareszcie! – pomyślałam i podałam mu zdjęcie, aby upewnić się,
że to na pewno ich pamiętał.
- Pamiętacie tą dwójkę, która zgubiła drogę? – Zapytał chłopak, a starcy
spojrzeli po sobie – Zatrzymali się tutaj jakiś rok temu
- Faktycznie! Teraz pamiętam. – Kobieta uśmiechnęła się do mnie.
- Wiedzą Państwo gdzie się później udali?
- Pokierowałem ich jak dojechać do Sugarville i odjechali.
- Powie mi Pan którędy tam dojechać?
- Kiedy wyjedziesz z miasteczka i miniesz pole dyniowe skręć w prawo
na rozdrożu. Później wystarczy, że będziesz patrzeć na znaki
- Dziękuję serdecznie, bardzo mi państwo pomogli – przy drzwiach rozległ się dźwięk
dzwonka
- Przepraszam – powiedziała rudowłosa dziewczyna, a zaraz za nią do sklepu
wszedł jakiś napakowany koleś, który wydawał się jej chłopakiem.- Zepsuło nam
się auto. Czy jest tutaj gdzieś warsztat?
16:04 22 września 2009 r.
Mgła otaczająca pole i okoliczne drzewa byłą
wręcz demoniczna. Czułam dreszcze kiedy kroczyłam ścieżką, wtedy ujrzałam tego
koszmarnego stracha na wróble. Był szkaradny: stary, zniszczony prochowiec,
sfatygowany kapelusz i maska która sprawiała, że upiór przyprawiłby niejednego
o zawał serca nocną porą. Podeszłam bliżej, aby się przyjrzeć. Wzięłam drabinę
i wspięłam po szczeblach. Kiedy znalazłam się na wysokości czupiradła puls mi
przyspieszył. Miałam wrażenie, że za chwilę monstrum serwie się z lin, którymi
był przytwierdzony do stelażu. Moją uwagę przykuło znamię na mordzie tej zmory.
Nagle coś sobie przypomniałam i wyciągnęłam z plecaka zdjęcie dziewczyny. Miała
bliznę dokładnie w tym samym miejscu co ta diabelska maszkara.
- No to już wiemy co się z nimi stało
17:22 22 września 2009 r.
Poinformowałam Alcona o tym
czego się dowiedziałam. Powiedział mi, że to prawdopodobnie
Karmin –bożek, który opiekował się plonami i ochraniał wioski przez złem.
Zazwyczaj jego ołtarz w postaci stracha na wróble był stawiany na polach lub
sadach. Składano mu ofiary mu z kobiety i mężczyzny. Niestety wciąż nie znalazł
odpowiedzi jak go zabić. Verne wciąż nie oddzwaniał mimo, że zostawiłam mu
chyba z tysiąc wiadomości. Na bank wiedziałby, co zrobić w tej sytuacji.
19:49 23 września 2009 r.
- Czemu ja wcześniej o tym nie
pomyślałam! - powiedziałam, kiedy ujrzałam samochód na środku drogi – To
na pewno ta parka, która zatrzymała się w sklepie – Wysiadłam z samochodu i
zabrałam ze sobą strzelbę. Biegłam pomiędzy drzewami szukając dwójki niczego
nieświadomych cywili. Kiedy wybiegli na mnie wyglądali na przerażonych –
maszkaron pewnie już się zerwał na polowanie.
- Uciekajcie do samochodu i … - nie musiałam kończyć, oboje wzięli nogi za pas
i pognali w stronę szosy.
Zaczęłam strzelać do tego diabelskiego monstrum, niestety bez skutku. Jako, że
srebrne kule nic nie dały musiałam uciekać. Odjeżdżając widziałam z oddali
samochód niedoszłych ofiar Karmina.
Zadzwonił telefon – Alcon
- Właśnie uciekłam żywemu maszkaronowi. Masz coś dla mnie?
- Ogień! Musisz spalić święte drzewo!
- Nie pomagasz. – zdyszana wysapałam do telefonu - Skąd mam wiedzieć które to?
– usłyszałam odłożoną słuchawkę – HALO! – wołałam bezcelowo. Słyszałam jedynie
ciszę. - No super! – Alcon zawsze się rozłączał, kiedy pytałam go o coś, czego
nie wiedział. Poczułam silny ucisk w klatce piersiowej – coś uderzyło w moje
auto.
16:22 24 września 2009 r.
Usłyszałam otwierające się drzwi
pomieszczenia, w którym się ocknęłam
- Ciociu Nevido proszę nie róbcie mi tego, proszę – był to chłopak, który
pomógł mi w znalezieniu moich rzekomych znajomych. Facet który pokazywał mi
drogę, wepchnął go po schodach do pomieszczenia– Czemu to robicie? – Był
wyraźnie przestraszony.
- Gdyby nie ona – wskazała na mnie – nigdy nie dowiedziałabyś się o tym
- On – prawdopodobnie chodziło mu o stracha– jest na nas zły, nasze plony
marnieją - to dla wspólnego dobra kochanie – mówiąc to zamknął drzwiczki i
zaryglował je.
16:58 24 września 2009 r.
- Przestań! – wrzasnęłam na niego – Twoje
łażenie w kółko i stękanie nic nie pomoże
- Przecież to nie może być prawda, dlaczego oni to robią? – Chłopak wydawał się
być zdezorientowany.
- Musisz mi pomóc.
- Jak? Jesteśmy tu uwięzieni – boże jak ja nie cierpię takich mazgai
- Jak masz na imię?
- Avion – powiedział chłopak
- Posłuchaj Avion, możemy wyjść z tego cało. Mam na imię Vonie i jestem
łowczynią demonów. – Mówiąc to pokazałam mu swój tatuaż na karku, który chronił
mnie przez urokami. -Myślę, że po tym co dziś zobaczyłeś, jesteś w stanie mi
uwierzyć. Wydaje mi się, że nie masz specjalnego wyboru. Musisz mi powiedzieć czy w okolicy pola jest
jakieś drzewo, które jest stare, albo traktowane, jakby było święte? - spojrzał
na mnie i już chciał zaprzeczyć, kiedy nagle coś go olśniło.
- Jest bardzo stary dąb. Z tego co wiem, było to pierwsze drzewo, które
posadzono na tych ziemiach –powiedział.
- Obiecuje, wyjdziemy z tego. – sama nie wierzyłam do końca w to co mówię
17:31 24 września 2009 r.
- Dlaczego to robicie? – chłopak zapytał
wyraźnie przerażony tym, że ci których kochał chcą złożyć go w ofierze.
- To jest dla nas trudne, ale to musisz być ty. – powiedziała jego ciotka
- Zostaniemy karmą dla Karmina, podczas gdy wy będziecie się cieszyć szczęściem
i brakiem problemów. To jest dla was takie trudne?- Krzyczałam cała
roztrzęsiona.
-Wspólne dobro jest ważniejsze, niż dobro jednostki – powiedziała ta stara
raszpla, kiedy siedzieliśmy przywiązani do drzewa.
- Wynośmy się stąd, za chwile zrobi się tutaj nieprzyjemnie. – Powiedziała
ciotka do reszty społeczeństwa wplątanego w to całe zamieszanie.
18:41 24 września 2009 r.
- Dlaczego oni to robią? – młody po mimo
całej tej sytuacji, wciąż nic nie rozumiał
- Składają nas w ofierze Karminowi. Jest to bożek, który chroni ich plony w
zamian za ofiarę z mężczyzny i kobiety, czyli ciebie i mnie w tym przypadku.
Wszystko po to, aby ich marne życie
nabrało kolorów. Zabili już tyle ludzi, że jesteś dla nich jedynie kupą mięsa
- Vonie, ale obiecałaś, że nas stąd wydostaniesz!
- Wciąż pracuje nad planem. – kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Byłam totalnie
bezbronna.
- Słyszałaś?
- Przykro mi młody, ale to chyba nasz koniec – powiedziałam pogodzona ze swoim
losem.
- Vonie! – to Verne, nigdy się tak nie cieszyłam słysząc jego głos
- Tutaj! – krzyczeliśmy przez siebie. Kiedy nas zobaczył podbiegł i rozciął
liny.
- Verne, przepraszam za wszystko, co mówiłam. – coś mi przestało pasować. – Jak
się tutaj dostałeś?
- Ukradłem motor.
- Moja krew. – nigdy nie uwierzyłabym, że mój brat byłby zdolny do kradzieży
cukierka, a co dopiero motoru.
- Dla ciebie wszystko! – zaśmialiśmy się
- Nie chce wam psuć tej rodzinnej scenki, ale … Gdzie jest straszydło?
19:13 24 września 2009 r.
Biegliśmy przez pole szukając świętego drzewa
i jednocześnie uciekając przed Karminem. Mijaliśmy kolejne drzewa, ale Avion
nie mógł go znaleźć. Zobaczyłam światła latarek
- Puśćcie nas, nikomu nie powiemy co się tutaj stało – Chłopak uparcie próbował
wziąć wujostwo na litość.
- Nie możemy – rzekł jeden z mężczyzn, który był wmieszany w obrzęd – to zaszło
za daleko, aby teraz odpuścić. Karmin jest zły.
- Zaraz będzie po wszystkim, musicie oddać mu się
- Aaa! – kobieta krzyknęła, kiedy zobaczyła, jak głowa jej męża została odcięta
kosą, którą operował strach. Po chwili to samo zrobił z ciotką Aviona . Oboje
zostali ofiarami stracha. Wtajemniczeni miejscowi zaczęli uciekać podczas, gdy
bożek nieprzejęty cała sytuacją, złapał ciała i zaczął je ciągnąć za sobą. Po
chwili nie było po nim śladu.
15:43 25 września 2009 r.
Avion zaprowadził nas
kolejnego dnia do świętego drzewa. W świetle dziennym poszło mu, to o wiele
szybciej. Kiedy zobaczyliśmy stary dąb, otworzyliśmy kanistry i oblaliśmy cały
pień kilkoma litrami benzyny. Płomień pochłonął drzewo w kilka chwil, jakby
natura pragnęła się go pozbyć od lat. Z tego co mi wiadomo, Avion wyjechał z
miasteczka gdzieś na południe. Nie można mu się dziwić, w końcu chłopak sporo
tutaj przeżył. To miejsce jeszcze przez wiele lat, będzie opanowane przez mrok
i strach. Nigdy wcześniej tak się nie cieszyłam, po udanej akcji. Wyjaśniliśmy
sobie z Verne kilka spraw i wtedy Alcon zadzwonił z kolejnym zleceniem. Przed
nami kolejna podróż niosąca nowe przygody, ale i nowe niebezpieczeństwa. Podobno gdzieś w Arcanum Falls grasują lewiatany
~Erias Karou
Verne (ciągle szukający własnej drogi)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz