piątek, 28 sierpnia 2015

Zwykła rozmowa

Pamiętam jak będąc dzieckiem (czyt. okres przedszkole-początek podstawówki) wystarczyło kilka słów i już kogoś znałem, nie wahałem się mu zaufać i będąc kompletnie wyzbyty uprzedzeń po prostu z nim gadałem o wszystkim jakbym znał go całe życie.

Wiem ... nie jest to wyłącznie moja historia bo dotyczy prawdopodobnie ... może nie 100% populacji, ale zdecydowanie nie jest to mniejszość.

Mam namyśli tę banalność w podejściu do ludzi, bo mogłoby być to momentami zgubne, gdyż nawiązywałem kontakt z wieeeeloma ludźmi, czasami niekoniecznie w moim wieku co aktualnie wydaje mi się niezbyt rozsądne (ale żyje, więc jest okej).

Patrząc z perspektywy jaką teraz obserwuje codzienność, widzę, że jestem ograniczony w zaufaniu do ludzi na potęgę. Niestety to nie wydaje mi się największa wadą, ponieważ z doświadczenia wiem, że nie warto ufać każdemu, a właściwie tylko ograniczone grono osób powinno mieć ten przywilej.


Jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że moja zdolność do swobodnej rozmowy zanikła do tego stopnia, że mam problem z kontaktem ze swoimi znajomymi. Rozważam każde słowo i ograniczam się do przeczytania, po czym muszę się dokładnie wczytać i wymyślić jakąś odpowiedź, bo najczęściej mam wrażenie że nie ważne co powiem, to nic to nie wniesie, ale zostawienie tego bez jakiejkolwiek reakcji będzie odebrane jako olanie kogoś, o czym się przekonałem kilkukrotnie.
Nie mam zielonego pojęcia ... wróć ... mam prawie 100% pewność co wpłynęło na taki a nie inny rozwój mojej osobowości i serdecznie pozdrawiam tę osobę, bo nawet sobie nie zdaje sprawy z tego jak POTĘŻNY wpływ miała na moje życie ... Sam nie wiem czy powinienem dziękować, czy raczej 
na nią i jej potomków rzucić jakąś cygańską klątwę.

Nie od dziś czuje, że ludzie w moim życiu byli i pewnie będą, ale ... chyba nie umiem przywiązywać do nich szczególnej uwagi, emocji, czy czegokolwiek co mogłoby wskazywać na relację dwojga normalnych ludzi. Mimo iż próbuje udawać, że to tylko okres przejściowy, w głębi mojego socjopatycznego serca czuje, że to się nie zmieni, chyba, że nagle w moim życiu znajdzie się osoba, która w jakiś "magiczny" sposób to zmieni jak zrobiła to kilka lat temu inna osoba.




Co ma na celu ta wypowiedź ... pewnie nic nadzwyczajnego, aczkolwiek miałem chyba po prostu potrzebę gdzieś to spisać i w razie czego ... nie wiem ...

Móc to kiedyś przeczytać i się zaśmiać, bo moje życie tak się zmieniło, że w ogóle nie znajduje to odzwierciedlenia w rzeczywistości.

Podesłać to komuś, kto zarzuca mi moją małomówność, by miał szansę zrozumieć mój punkt widzenia.

Zostawić to w otchłani internetu, by ktoś kiedyś na to trafił i wyśmiał, lub poczuł, że nie jest sam w tym świecie i nie tylko jego dotknęło coś podobnego.






Zostawiam ten post w spokoju i ... cóż ... zobaczymy czy któreś z moich przypuszczeń stanie się prawdą.

czwartek, 4 grudnia 2014

Jak zacząć pisać?

A więc ... od czego by tu zacząć ...

To pierwsza myśl jak pojawia się w głowie kiedy zaczynamy tworzyć. Dokładnie taka sama pojawiła się u mnie chwilę temu.

Zamierzam tutaj pokrótce opisać proces twórczy z jakim muszę się zmierzać co dzień ...



Pierwsza i najważniejsza zasada - "Jestem Autorem ... Jestem Autorką"

1.Nigdy się nie ograniczaj, bo niczego nowego nie wniesiesz. Jeśli zamierzasz napisać kolejną piosenkę o tym jak ktoś cię zranił, albo o tym jak życie jest złe - nie rób tego.
2.Jeśli ma być to kolejna opowieść o dziewczynie która się przeprowadziła do nowego miasta i spotyka miłość swojego życia, a przy okazji odkrywa że jest jakimś nadnaturalnym stworzeniem - nie rób tego.
3.Jeśli chcesz tylko poćwiczyć styl pisania wzorując się na czymś, to zrób to, ale przyznaj się że zrzynasz z kogoś i nie podawaj tego jako swoje dzieło, bo mimo, że to napisałeś, to jest to nadal plagiat. 
4.Mogę tak wymieniać co według mnie można, a czego nie można ale ...

Ja nie słucham swoich rad, ale jestem Autorem i mi wolno :D

Weź sobie jakiś czysty zeszyt, albo częściowo zapisany ...  dyktafon, albo kamerę ... cokolwiek gdzie możesz nanieść to co masz akurat w głowie.

Nie zastanawiaj się nad tym co akurat mówisz, bo na to przyjdzie czas później. Daj się ponieść fantazji i niech historia sama się napisze. 

Osobiście posiadam taki zeszyt w którym jest wszystko. Kawałki choreografii, notatki z biologii, teksty piosenek, jakieś bazgroły ... A kiedy poszukuje inspiracji otwieram go i przeglądam szukając czegoś co akurat mnie jakoś natchnie.

Często pomaga też rozmowa z kimś, kto jakby zna temat, albo też nie. Mam kilkoro znajomych, którzy pomagają mi w procesie twórczym. Podsyłam im kawałki tekstu, jakieś pomysły na historie, szkice i inne duperele. Później omawiamy co jest okej, a co można by poprawić lub wywalić. Pamiętajcie, że kiedy pytacie kogoś o zdanie, musicie się przygotować na krytykę lub pochwałę. Mam osoby, które mnie chwalą i osoby które wytykają mi błędy i oba te typy są przydatne.

Nie zawsze chcemy usłyszeć, że coś jest złe i wtedy piszemy do osoby która nas pochwali. Wtedy podnosi nas to na duchu i nasza auto-duma rośnie co sprawia, że zaczyna nam iść lepiej. Są przypadki, kiedy jednak osoba popada w samozachwyt swoim majestatem i przestaje się starać bo zaczyna myśleć, że to jest świetne, podczas gdy ich poziom nie jest nawet przeciętny.

Czasami zdarza się, że nie możemy sklecić dwóch zdań, ołówek przestaje współpracować i ogólnie wszystko idzie jak krew z nosa. Jest to całkowicie normalne i jakby wpisane w bycie Autorem bądź Autorka.

Ja najczęściej wtedy po prostu przestaje próbować wycisnąć cokolwiek z siebie, bo to praktycznie nigdy nie będzie dobre. Między innymi dlatego mam takie odstępy czasowe pomiędzy postami :)

Zauważyłem u siebie jeszcze pewną zależność. Zacznę od tego że rozwijam się w wielu kierunkach. Śpiewam, piszę opowiadania i teksty piosenek, gram na gitarze i planuje zacząć coś komponować, tańczę, rysuje ... i pewnie coś o czym aktualnie nie pamiętam. Przez ostatnie lata zazwyczaj tylko jedna z wymienionych rzeczy mi wychodziła w zadowalający mnie sposób. Po jakimś czasie przestawała, co oznaczało, że coś innego powinno mi iść lepiej. 

Nigdy nie wiem co akurat będzie mi wychodziło, dlatego próbuje różnych rzeczy, czasami - tak jak ostatnio- zaczynam uczyć się czegoś nowego. Jakieś 2-3 tygodnie temu zacząłem ćwiczyć śpiewanie i podobno wychodzi mi to na zadowalającym poziomie. Nie wiem na ile jest to prawda, ale liczę że choć odrobinę lepiej mi to idzie.

Na koniec chciałbym Wam uświadomić, że nie zawsze coś się komuś spodoba, mimo, że wam to się podoba i tak jest od zawsze. Mnie na przykład teksty moich piosenek się podobają, a niektórym nie i muszę jakoś się z tym pogodzić, że nie każdy oszaleje na punkcie moich wytworów ... Wam może się nie podobać ten post i nie dotrzecie do tych słów, a tym którzy dotarli do końca tego monologu serdecznie dziękuję za uwagę.

P.S. - Wiem, że tekst jest chaotyczny, ale pisałem bez żadnego przygotowania. Jest tu to, co akurat przyszło mi na myśl, kiedy w ogóle wpadłem na pomysł by napisać o tym jak pisać ... INCEPCJA!

piątek, 5 września 2014

Jak kończy się igranie z magią - opowiadanie

Witam ... Oto moje nowe opowiadanie (bez dialogowe). Prawdopodobnie przerobię to na kolejną historię, ale tym razem mam chociaż opis fabuł i wiem do czego dążyć, a nie tak jak dotychczas - "co wymyślę to będzie"... 

ZAPRASZAM



Wszystko zaczęło się od śmierci znajomej mojej prababci. Prababcia poprosiła mnie o pomoc w usunięciu rzeczy z mieszkania koleżanki, bo mają na to tylko 3 dni. Zmarła kobieta była nauczycielką, więc miała regały pełne książek. Większość z nich była mało interesująca i przestarzała. Wykładając książki z półek natrafiłem na niebieską książkę o pisaną tytułem „Klucz do czarnej magii Cathbad”. Książka sama w sobie nie wydawała się być specjalnie mistyczna. Wyglądała raczej na wymyślone przez znudzonego człowieka zaklęcia, przepisy i kilka obrazków, które miały nadać głębi tej książce. Jako że coś niecoś mnie pasjonował ten temat postanowiłem sobie ją przywłaszczyć. Kiedy wróciłem do domu otworzyłem książkę i przejrzałem pierwsze strony. Większość zaklęć to przypominający łacinę bełkot. Wpisując w wyszukiwarkę Google frazy z książki, otrzymywałem jedynie informacje, że „strona internetowa jest niedostępna”. Odłożyłem ją do szafki, w której trzymałem resztę książek. Przez resztę dnia pojawiały się w mojej głowie ryciny, fragmenty inkantacji i wręcz kusiło mnie, aby ją zgłębić i przynajmniej wypróbować, co prostsze formuły. Kartkując książkę natrafiałem na poboczne zapiski, niestety już wyblakłe. Niektóre kartki były wyrwane, co rusz jakiś wiersz był przekreślony markerem z taką namiętnością, że tusz przebijał na kilka kolejnych stron. Czyżby starsza pani chciała coś zataić? Odłożyłem książkę i ponownie zacząłem szukać w intrenecie jakichś informacji, ale wyszukiwarka nie chciała współpracować. Próbowałem włączyć jakąkolwiek stronę, ale żadna nie odpowiadała. Po chwili komputer się zawiesił, a że było grubo po północy, wyłączyłem go i poszedłem spać. Rano pakując się do szkoły zgarniałem książki z szafki i postanowiłem zabrać ze sobą swój niebieski nabytek. Miałem nadzieje, że może Wiktoria będzie wiedziała, czy ta książeczka się do czegoś nadaje. Jako, że znów spóźniłem się na matmę, usiadłem w swojej ławce i podałem książkę Wice, by miała czas zapoznać się z lekturą. W połowie lekcji oddała mi mój tomik magii i powiedziała, żebym zajrzał na ostatnią stronę. Wziąłem od niej książkę i otworzyłem na ostatniej stronie. Była tam przyklejona kartka z zeszytu z jakimiś gryzmołami. Kiedy zacząłem wczytywać się w tekst zrozumiałem, że to przepis na przyzwanie jakiegoś ducha, czy bożka. Wyglądał na własnoręcznie spisany przez zmarłą koleżankę mojej prababci, albo kogoś, od kogo tę książką dostała. Wydawał mi się autentyczny, jednak nie wszystko było na tyle wyraźne by odczytać pełną formułę inkantacji. Poza słowami zaklęcia, był też rozrysowany krąg, który pozwalał na kontrolowanie przyzwanej duszy. Generalnie przepis nie był specjalnie wymagający, jednak potrzeba nam było, co najmniej sześciu osób by utworzyć krąg. Zacząłem się zastanawiać, kto nie bałby się wziąć udziału w rytuale. Z tego, co się orientowałem w magii to, aby krąg zadziałał, osoby muszą sobie nawzajem ufać i mieć więź emocjonalną. Wtedy zrozumiałem, że najbanalniej będzie zapytać po prostu naszą grupkę klasową. Było nas siedmioro, więc nawet jakby jedna osoba się wyłamała, to i tak starczy. Jako, że zadzwonił dzwonek powiedziałem Wice, żeby poczekała przez klasą. O dziwo nie stawiała sprzeciwu i nie pytała po co. Kiedy udało mi się wyjść z klasy i nie zostać stratowanym przez ponad trzydzieści par stóp, postanowiliśmy jednogłośnie, że najwygodniej będzie porozmawiać koło małej sali gimnastycznej, gdzie jest cicho i prawie nikogo nie ma. Ustaliliśmy, że ona pogada z Paulą, Karolą, i Paulinką, a ja się zajmę Kryśką i Wandą. Uznałem, że kwestię rekwizytów zostawimy na czas, kiedy uda się przekonać dziewczyny do udziału. „Narada” zajęła nam prawie całą przerwę, ale że po matmie mieliśmy etykę, nie spieszyło nam się nigdzie, bo babka nie wpisywała spóźnień. Kiedy weszliśmy do sali okazało się, że Okszusowa wybrała temat w dziesiątkę „Pogańskie legendy i zwyczaje”. W czasie lekcji dowiedziałem się, że do wielu obrzędów potrzebna była ofiara ze zwierzęcia, czasami wystarczyło symboliczne przelanie krwi poprzez nakłucie opuszka palca. Generalnie im większy obrzęd tym większa danina. Nasz rytuał miał przywołać niewielką duszę, więc generalnie ofiara z gołębia powinna wystarczyć. Dlaczego akurat gołąb? Wiktoria jakiś czas temu zrobiła zdjęcie własnoręcznie zdekonstruowanego gołębia. Uznałem, że skoro wtedy jej się udało, to teraz nie powinna mieć najmniejszego problemu. Kiedy profesor Okszus zakończyła lekcję nadszedł czas, aby przedstawić plan reszcie domniemanego kręgu. Złapałem Wandę i Krysie jak wychodziły z sali od religii, stanęliśmy koło parapetu i zacząłem tłumaczyć, co sobie wymyśliłem z Wiktorią i jakby to miało wyglądać. Krysia nie miała problemu (na marginesie Krysia ma tak naprawdę na imię Klaudia), ale Wanda twierdziła, że nie powinniśmy się w to bawić. Twierdziła, że nawet, jeśli nic z tego nie wyjdzie, to sama intencja jest zła. Stwierdziłem, że sam jej nie przekonam, a nie wiedziałem jak poszło Wice, więc wolałem na razie się nie spinać. Poprosiłem Wandę, żeby poczekała na mnie i Wikę przy bufecie na długiej przerwie, bo wtedy jej to wszystko dokładnie i szczegółowo wytłumaczymy. Spotkałem Wiktorię idąc pod klasę, a ona z uradowaną mordką powiedziała, że jeśli udało mi się przekonać Klaudię i Wandę to mamy krąg, bo Paulinka się wyłamała. Okazało się, że babcia jej naopowiadała, o tym jak ktoś z jej rodziny został opętany podczas seansu spirytystycznego. Podobno jej rodzina jest podatna na wpływ zaświatów. Przypomniało mi się, jak mówiła, że jej babcia jest wiedźmą oraz akcja z wróżeniem z kart na przerwie. Trochę szkoda nam było, bo mieć medium w kręgu, to przywołanie jakiegoś ducha byłoby gwarantowane. Powiedziałem Wice, że Wanda się nie zgodziła, ale obiecała, że jeśli opowiemy jej o wszystkim na długiej przerwie, to przemyśli całą sprawę. Oboje uznaliśmy, że nie pozostaje nic innego, jak podczas ekonomii ustalić plan działania, by przekonać Wandę do całej akcji. Generalnie nie ma sensu, abym opisywał teraz całą sytuację, bo zajęło nam to dłużej, niż się spodziewałem. Dopiero po lekcjach, kiedy poszliśmy do parku przy szkole, udało nam się razem z resztą przekonać Wandę, do wzięcia udziału w naszym „przedsięwzięciu”. Siedząc na trawie zaczęliśmy przygotowania do rytuału. Paula sprawdziła w necie, kiedy najlepiej rzucić urok. Wika i Karola zajęły się organizacją rekwizytów. Krysia i Wanda wzięły na siebie rozszyfrowanie słów inkantacji, a ja wziąłem książkę i zacząłem czytać kartka po kartce, szukając przydatnych informacji. Wiele informacji powielało się z tym, czego dowiedziałem się z innych źródeł. Trochę doświadczenia zdobyłem również podczas rytuałów, które wykonywałem podczas pełni. Kiedy czytałem kolejne formuły z książki, poczułem energie, która jakby znikąd pojawiła się wokół. Przypomniały mi się wtedy słowa naszej polonistki cytującej jakiegoś filozofa „tylko poprzez zgłębianie wiedzy zobaczycie to, czego nie dostrzegaliście przedtem”. Wanda i Klaudia oznajmiły, że to nie jest przepis na przyzwanie demona, przynajmniej nie do końca. Wszyscy z zaciekawieniem patrzyli i czekali na ciąg dalszy. Według tego, co mówiły, mogliśmy użyć tego zaklęcia do rzucenia klątwy na kogoś. Jedyne, czego potrzebowaliśmy, to kilka kropli krwi od każdego uczestnika kręgu i kilka ziół. Postanowiłem, że skoro to moja książka, to pierwszy chcę wybrać, na kogo rzucimy urok. Uznałem, że zaczniemy od mojej babki od niemieckiego. Nikt się nie sprzeciwiał, więc zapytałem czy wszystko jest gotowe. Paula dowiedziała się, że najlepiej będzie wykonać obrzęd za dwa dni. Wika i Karola powiedziały, że do jutra powinny już mieć wszystko, a Krysia i Wanda twierdziły, że odczytały wszystko, co istotne. Jako, że wszystko było już dopracowane, nie pozostało nic innego, jak czekać. Następnego dnia po lekcjach Karola przyniosła świece, zioła i inne takie. Wanda zaproponowała, że możemy zostawić wszystko w strzelnicy, bo nie oddała naszemu historykowi (który prowadził kółko strzelnicze) kluczy od sali. Jako, że nikt nie miał lepszego pomysłu zanieśliśmy torbę z rzeczami na strzelnicę i rozeszliśmy się do domów. Obudziłem się oczywiście po ósmej i jak zwykle byłem spóźniony. Sprawdzając telefon zobaczyłem kilka krótkich i treściwych smsów od Wiktorii. Generalnie pytała gdzie jestem i dodawała jakiś „uroczy” epitet. Pół godziny później byłem już w szkole gdzie reszta na mnie czekała. Tego dnia w naszej szkole odbywał Dzień Wiosny, więc nikogo nie obchodziło, dlaczego sześć osób szwendało się po szkole.  Powinniśmy przebywać na sali gimnastycznej i patrzeć jak inne klasy udają, że umieją grać w siatkówkę. Udaliśmy się na poddasze gdzie mieliśmy odprawić rytuał. Wanda wyrysowała kręgi według schematu z kartki. Paula i Karola zaczęły rozpalać białe świece, Krysia przygotowała mieszankę ziół. Ja i Wiktoria jeszcze raz wszystko dokładnie omówiliśmy, żeby nie przerywać w trakcie. Kiedy wszystko było gotowe rozpoczęliśmy obrzęd. Wiktoria stanęła w środku, a my usiedliśmy na obrzeżach kręgu. Kiedy wszyscy byli już w gotowi Wiktoria podała każdemu z nas po świecy, które tworzyły krąg żywiołów. Po kolei każdy z nas upuszczał kilka kropel krwi do kielicha z ziołami. Później wszystko zaczęło dziać się samo. Szczerze mówiąc, nie pamiętam nawet czy to ja inkantowałem, czy Wiktoria. Wiem natomiast, że to ona poderżnęła głowę gołębia, przez co Krysia miała liczne dreszcze.  Wszystko szło jak po maśle, ale jak przystało na dobrą historię – nadszedł czas na komplikacje. Kiedy zaczęliśmy powtarzać mantrę, jedna ze świec zgasła przerywając krąg. Wtedy nikt tego nie zauważył, bo zamknęliśmy oczy by się skupić. Kiedy dokończyliśmy rytuał, Paula zauważyła, że moja świeca zgasła. Spojrzeliśmy po sobie i chyba wszyscy poczuli się nieswojo. Ale wtedy Klaudia (jak to ona) parsknęła śmiechem i atmosfera zelżała. Paula, Krysia i Karola zajęły się sprzątaniem. Wanda zgasiła i zebrała resztę świec, a ja i Wika gadaliśmy o incydencie podczas obrzędu. Generalnie nie byłem do końca pewien, czy w ogóle to zadziała, więc nie przejąłem się tym. Kiedy wszystko doprowadziliśmy do stanu pierwotnego, poszliśmy na salę gimnastyczną, żeby wychowawczyni się nie czepiała. Większość czasu śmialiśmy się z nauczycieli, którzy grali z uczniami w siatkówkę i szczerze mówiąc nie wiem nawet, kto wygrywał. Paula patrząc na „zawodników” dostrzegła, że moja babka od niemieckiego też tam jest. Spojrzeliśmy po sobie i chyba każde z nas czekało na działanie zaklęcia. Gra powoli się kończyła, a klątwy jak nie było tak nie było. Karola zapytała, czy idziemy do parku, bo chce jej się palić. Nie trzymało nas tam nic. Kiedy wychodziliśmy z sali, Krysia zawiedziona brakiem efektów powiedziała, że nauczycielka niemieckiego mogłaby, chociaż nogę złamać - usłyszeliśmy głośny krzyk. Podszedłem bliżej, żeby zobaczyć, co się stało. Nie sądziłem, że to może być prawda, ale ofiara naszej klątwy leżała na ziemi, a z jej łydki wystawał kawałek kości. Zawołałem resztę. Wszyscy byliśmy zaskoczeni tym, że to się udało, a co poniektórzy z nas chyba czuli lekki strach. Kiedy dotarło do mnie, że to wszystko stało się dzięki nam, poczułem siłę i potęgę, jaka płynęła z takiej sposobności. Siedząc w parku rozmawialiśmy jeszcze chwilę o całej sytuacji, ale na tym nie poprzestało. Paula powiedziała, że skoro udało się z jedną osobą to, czemu nie spróbować z kilkoma naraz. Każdy z nas miał kogoś, na kim chciałby się zemścić, a materiały do rytuału trochę kosztowały. Karolina stwierdziła, że wystarczy złożyć odpowiednio większą ofiarę podczas obrzędu i powinno starczyć na tyle osób. Każdy z nas miał na początek wybrać jedną osobę, na którą miałby rzucić klątwę. Postanowiliśmy nie zdradzać sobie nawzajem, kogo planujemy przekląć. Jedynym problemem była wielkość ofiary, jaka miała starczyć na sześć osób. Wiktoria po chwili namysłu powiedziała, że się tym zajmie. Nikt nie wnikał jak zamierza to rozwiązać, bo wszyscy byliśmy przejęci faktem, że magia działa. Następy obrzęd odbył się tydzień później. Pierwsze dni po rzuceniu uroku były dziwne. Wiktoria mówiła, że w nocy ma wrażenie, że ktoś na nią patrzy. Krysia i Karola wspomniały, że w pierwszą noc po rzuceniu klątwy miały sen, w którym leżały w trumnie. Każde z nas czuło się nieswojo, ale mimo wszystko, każde z nas zjawiło się w szkole. Z tą różnicą, że dołączyła do nas Olka. Wiktoria zaproponowała, że mogłyby przeprowadzić obrzęd we dwie. Nie mieliśmy większych sporów o to, więc rozpoczęliśmy obrzęd jak poprzednio - świece, krąg i tak dalej. W całym tym zamieszaniu zapomniałem zapytać Wikę, czy rozwiązała problem zapłaty. Postanowiłem jednak nie przerywać obrzędu. Kiedy nadszedł czas złożenia ofiary, Wiktoria podeszła do Oli i powiedziała, że skoro jest tutaj pierwszy raz to jej pomoże. Rozejrzałem się za jakąś klatką gdzie mogłaby przetransportować jakieś zwierzę. Nic nie widziałem. Następne chwile były naprawdę chaotyczne. Zobaczyłem w dłoni Wiktorii nóż kuchenny, który służył nam za Athame. Ola stała do niej plecami. Nie jestem w stanie oddać emocji, które towarzyszyły mi w tamtej chwili. Wszystko wydawało mi się takie … Odrealnione. Wiktoria złapała Olkę za włosy i jednym pociągnięciem podcięła jej gardło. Krew była dosłownie wszędzie. Rozległ się krzyk, wrzask i charkoczące odgłosy dobywające się z rozciętej krtani. Dziewczyny przerwały krąg rozwalając świece po cały pomieszczeniu. Jedna ze świec potoczyła się tuż koło ciała Oli. Swąd palonych włosów rozszedł się po pomieszczeniu błyskawicznie, a strop zajął się ogniem. Wszyscy ruszyliśmy do drzwi, ale był mały problem – nie mogliśmy opuścić pomieszczenia.
Wiktoria stała w kałuży krwi i była jakby przytwierdzona do podłogi. Karola była uwięziona pod płonącymi deskami, które spadły z sufitu. Paula upadła i zaczęła się dusić. Pod Wandą zapadła się podłoga. Krysia leżała na podłodze a z jej ust wypływała woda. Wszyscy poza mną byli uwięzieni, a kiedy próbowałem podejść do kogoś, czułem jakąś dziwną barierę. Wszystko było nie tak! To miała być tylko zabawa. Chciałem stamtąd uciec, ale drzwi zatrzasnęły się przede mną, a część stropu całkowicie je zablokowała. Wtedy spostrzegłem, że dziewczyny są uwięzione na obrzeżach kręgu. Każda z nich była więziona przez żywioł, który reprezentowała. Jako jedyny byłem wolny, ponieważ według schematu kręgu zostałem czymś w rodzaju kotwicy. Miałem utrzymywać nas w świecie rzeczywistym. To wszystko działo się, ponieważ przerwaliśmy krąg. Ustawiłem, świece z powrotem na miejsca, zebrałem resztkę mieszanki ziół do miski i rozpaliłem. Całe pomieszczenie płonęło. Słyszałem krzyk i łomotanie w drzwi, które dochodziły zza ścian. Zacząłem się dusić – dym był wszędzie. Złapałem książkę z zaklęciami, która była już na wpół strawiona przez ogień. Próbowałem przyzwać niejaką Odyne – potężnego ducha wody – za pomocą inkantacji zamieszczonej w spisie demonów. Powtarzałem kółko zaklęcie z coraz mniejszą nadzieją, że uda mi się cokolwiek zdziałać … 


***

Gdy się obudziłem, poczułem się zmieszany jak nigdy wcześniej. Zacząłem się rozglądać gdzie jestem. Zobaczyłem klęczącą nade mną Wandę, która chyba sprawdzała mi puls, choć wolałem nie pytać dla świętego spokoju. Z tego, co mi powiedziały tuż po zagaśnięciu świecy zemdlałem, a reszta świec zgasła zaraz po mojej. Opowiedziałem im co widziałem, podczas gdy byłem nieprzytomny. Kiedy skończyłem, widziałem w ich oczach zarazem rozbawienie, ale i niepokój. Jednogłośnie uznaliśmy, że przynajmniej na razie nie będziemy się bawić magią. Wanda pokazała mi skrytkę pod poluzowaną deską, gdzie ukryliśmy książkę, aby nikt inny jej nie użył. Kiedy przekroczyłem próg strzelnicy usłyszałem głos w głowie „Czy to, że coś wydawało się ułudą, musi być od razu kłamstwem?”



Od tamtego dnia nic nie wydawało mi się już takie samo.

środa, 30 lipca 2014

Kreatywna nauka polskiego w wakacje !!! SZTUKA #8

Mam poprawkę z polskiego i ogrom zagadnień do pokonania...
Znalazłem sposób na przyswojenie kawałka materiału 



Antyk:
Filozofia grecka
Scharakteryzuj poglądy: Platona | Sokratesa | Arystotelesa

Zacząłem robić z notatek krótkie piosenki  &_&



Platon o rzeczywistości:

Marna kopia ideału
Świat możemy ujrzeć
Tylko dzięki rozumowi
Miasta powinny być rządzone
Przez filozofów
Społeczeństwo - hierarchiczne
I uporządkowane

Red Lips feat. Platon - Zanim odejdziesz (+/- pierwsza zwrotka)



Sokrates ciągle pytał: Jak dobrze żyć? 

Dobro równa się mądrości
Zapoczątkował Etykę
To co dobre rośnie z mądrości
To jego najważniejsza myśl
Piękno dobro no i prawda
Zło pochodzi z niewiedzy

Mariah Carey & Sokrates - All i Want For Christmas (pierwsza zwrotka - ta szybsza)



Arystoteles rzekł:

Rzeczywistość jest realna lecz można ją zgłębić
Tylko dzięki doświadczeniu i rozumowi swemu
Szczęście polega na życiu i rozumowaniu 
Oraz ciągłym dążeniu do doskonałości
"Złoty Środek"

Marika and Arystoteles - Moje Serce (pierwsza linijka na melodie refrenu, reszta 1 zwrotka)

SZTUKA #7

„Pozytywnie dołujące”


Straciłeś swoją wiarę w to że może być lepiej?
Żyjesz z dnia na dzień nie myśląc o sobie?
Ciągle poddać się chcesz?
Wiecznie coś hamuje cię?
Przegrywasz swoją walkę o lepsze życie...

Chcesz to w końcu zmienić?
Odnaleźć sens życia?

Ref.
Rzuć to wszystko i ciesz się chwilą
Zrób to o czym od zawsze marzyłeś
Odwiedź miejsca pełne magii
Życia jest za mało by ciągle czuć się źle
Więc uśmiechnij się

W jasnowidza bawisz się
Że pójdzie źle z góry wiesz
Czarne myśli w głowie masz o swoim losie
Myślałeś choć raz by zmienić się?
By nie być złym cały dzień
Wystarczy zrobić mały krok by rozpocząć zmiany

Ref.
Rzuć to wszystko i ciesz się chwilą
Zrób to o czym od zawsze marzyłeś
Odwiedź miejsca pełne magii
Życia jest za mało by ciągle czuć się źle
Więc uśmiechnij się 

Jeśli czujesz w sobie strach i nadal nie ufasz mi
Weź głęboki oddech i wysłuchaj innych


Oni wiedzą, że są dobrzy
A ty tego jeszcze nie wiesz...



P.S. - wyszło to nieco bardziej optymistyczne niż faktycznie planowałem

środa, 16 lipca 2014

SLOT

SLOT ART FESTIVAL 2014
„Slot nie byłby slotem gdyby nie Ja i Ty”

Czym właściwie jest SAF? 
SAF to 5 dniowy festiwal, którego program obejmuje wiele warsztatów oraz koncertów (zarówno kapel debiutujących jak i stałych bywalców), a każda ze scen prezentuje inny styl, więc każdy mógł znaleźć coś dla siebie. W międzyczasie odbywały się seanse filmowe, wykłady, prelekcje itd.…

Scena Główna - Co dzień od godziny 20 do północy można było usłyszeć 3-4 różne zespoły, które co wieczór dodawały nam świeżej dawki energii do działania.
Scena Doświadczalna - Połączenie muzyki klasycznej i jazzu na scenie doświadczalnej pozwalało się wyciszyć przed snem, tuż po koncertach na Głównej Scenie.
Scena Konkursowa - W tym miejscu każdego dnia trzy debiutujące zespoły mogły konkurować o nagranie teledysku, dwóch utworów w profesjonalnym studiu oraz koncert na Scenie Głównej.
Scena HC Punk - Miejsce, w którym każdy pasjonat muzyki Punk może poznać ludzi, podzielających ich poglądy i kulturę, ale też ponieść się muzyce i zatańczyć pogo!
Scena Unplugged- Jest to połączenie Sceny HC Punk i Sceny Doświadczalnej. Pełne werwy i silnych emocji teksty połączone ze stonowaną muzyką pozwalają na relaks i wieczorne kontemplacje.
Scena Folkowa - Ballady! Jazz! Folk! Klasyka! Tutaj, co dzień można przenieść się w inny rejon świata. Piano, gitara, perkusja i skrzypce to tylko niektóre z instrumentów pojawiających się na tej scenie.
Scena Spontaniczna - Nieprzewidywalność i otwartość na ludzi pozwala stworzyć coś interesującego. Doświadczeni muzycy i początkujący wokaliści odnajdywali się tam bez problemu, a klimat tego miejsca już w pierwszych dniach festiwalu przyciągał tłumy.
Scena Klubowa - Hip hop … Muzyka klubowa … Ludzie … Atmosfera … Czyli wszystko czego potrzeba do świetnej zabawy na parkiecie przez całą noc. Oprócz tego za ścianą kafejka, w której można uzupełnić płyny i nabrać energii do dalszej zabawy.

Jakie są warsztaty?
Wszystko, czego dusza zapragnie – Serio!
Od nauki greckiego i śpiewu, po chodzenie na szczudłach, tańce z każdego zakątka świata, a na jeżdżeniu motorem i robieniu na drutach skończywszy. Generalnie, co Ci się tylko zamarzy.
Warsztatów było ponad 100, a żeby można było skorzystać z jak największej liczby warsztatów podzielono je na 3 tury (każda po ponad półtorej godziny). Szczerze mówiąc, wypisanie każdego warsztatu z osobna nie miałoby sensu. Gdyby ktoś był zainteresowany, jakie warsztaty oferował Slot, zapraszam na stronę:


slot.art.pl/pl/program/warsztatatowo/spis-warsztatow


Kto okupował Scenę Główną?
Jak już wiecie, co dzień 3 zespoły pojawiały się na Scenie Głównej:
Wtorek: Krzikopa, Kari i Luxtorpede
Środa: Nuteki, aTOM i Gooral
Czwartek: Boźje Ovćice, Habakuk i O.S.T.R.
Piątek: White Collar Shideshow, Mikromusic i No Longer Music
Sobota: Triple Stitch, Fruhstuck i Ras Luta
O północy, tuż po ostatniej piosence, na Scenie Głównej wyświetlano materiał SlotTV, czyli sprawozdanie z danego dnia Slotu.

Bezpieczeństwo?
Hasłem festiwalu, jest „Pięć dni bez chemii i alkoholu”. Na terenie festiwalu nie spotkałem żadnego podchmielonego osobnika. Wszędzie pełno ochrony, a wieczorami dołącza do ekipy kilku smutnych panów z grubymi i czarnymi kamizelkami. Można czuć się bezpiecznie, jeśli tylko ma się przy sobie identyfikator, który co rusz trzeba było okazywać. Mimo takiej ochrony swobodna zabawa to nie problem – chodzi bardziej o to, żeby ktoś, kto nie zapłacił za wstęp nie pałętał się po terenie. 
Kawa, herbata czy wrzątek?
Na terenie festiwalu otworzono 9 kafejek, a każda z nich miała swój osobisty i niepowtarzalny styl:
Cynamon- Gorąca czekolada i wygodny fotel - idealne miejsce dla mola książkowego.
Wayout- Międzynarodowy azyl, w którym można spotkać muzyków i artystów z wielu krajów.
Wielki Wóz- Świeżo wyciskany sok i galaktyka na wyciągnięcie ręki.
Wirydarz- Namiot pełen świec i refleksyjnej muzyki.
Reggae Tent- Dźwięki muzyki reggae, Yerba Mate za uśmiech, a po północy impreza.
Gafa- Miejsce pełne kreatywnych i rozśpiewanych ludzi wśród świec, książek i bajek.
Kiwi- Kawa parzona przez specjalistów tuż przy głównej scenie - czego chcieć więcej?
Meta-Noia- Kameralna i klimatyczna miejscówka dla ludzi potrzebujących wieczornego spokoju i ciepła.
Kalafor- Miejsce, w którym czas się zatrzymuje … Abstrakcja i rzeczywistość. Poezja i Hip-hop.

Jedzenie?

Moje ulubione pytanie. Na teranie imprezy był teren przeznaczony specjalnie na te okazję. Były tam dwie konkurencyjne firmy cateringowe oraz budki z lodami, goframi i naleśnikami – wszystkie posiłki poza tymi cateringowymi były drogie. Catering podobno był smaczny i miał duży wybór potraw (słodkie, słone, mięsne, wegetariańskie) no i był stosunkowo tani. Ponadto, poza terenem imprezy otworzono nowy sklep DINO, który od otwarcia do zamknięcia był okupowany przez Slotowiczów.
Sen?
Do wyboru, do koloru. Śpisz pod namiotem lub w przyczepie campingowej.  Są tam ogromne pola namiotowe. Świetnym pomysłem organizatorów było oddzielenie rodzin z dziećmi od nastolatków bez rodziców. Czyli mamy jedno spore i spokojne pole rodzinne (…tuż przy Scenie Głównej…), a reszta pól to takie gdzie ciągle coś się działo po nocach.
Fizjologia i inne takie…
Jeśli chodzi o ciepłą wodę to bywało różnie … Jeśli ktoś zdążył to miał ciepłą wodę :). Było 30 kabiny prysznicowych, a ludzi na slocie kilka tysięcy, więc ciepła woda to był luksus …W kranach generalnie była tylko zimna woda, ale po 2 pierwszych dniach szło się przyzwyczaić. Toalet, jako takich nie było, ale były kabiny Toi Toi dzięki którym umiem wstrzymać oddech na prawie 2 minuty. Jeśli ktoś nie przywykł do spartańskich warunków, mógł pójść do domków w okolicy, gdzie mieszkańcy udostępniali łazienki za niewygórowaną cenę - 5zł / 10min.
Co powiem na temat Slot Art Festiwalu?
Byłem otoczony przyjaznymi i pozytywnie nienormalni ludźmi. Miałem dostęp do warsztatów prowadzonych przez fachowców,  którzy w interesujący sposób przekazywali swoją wiedzę, a wykłady dawały do myślenia. Na Scenie Głównej grały zespoły, których w większości nie znałem, ale bawiłem się przy ich muzyce jak nigdy wcześniej. Zespoły pochodziły z różnych stron świata i niektóre z nich udało mi się poznać osobiście.
W ciągu festiwalu udało mi się nawet zorganizować ludzi i stworzyć „Recycling Band”, czyli Śmieciowa Kapela. Gitara prowadząca, Butelki z wodą, kilka wiaderek, garnki, jakieś puszki, kawałek blachy, trąbka z rękawiczki i rolki po papierze, trochę wokalu i masa kreatywności – tyle potrzeba, żeby stworzyć muzykę, która zainteresowała Slotowiczów.


Jeśli, ktoś dotarł do tego momentu – GRATULUJE!


Na sam koniec chciałbym serdecznie podziękować wszystkim, których poznałem i tym, którzy sprawili, że nie żałuje żadnej minuty spędzonej na festiwalu Slot Art w Lubiążu.



wtorek, 20 maja 2014

SZTUKA #5

„Neferet”


Jej ciało było wtedy młode - nieskażone
Lecz wszystko zmieniło się, kiedy jej matka umarła
Musiała dorosnąć i zająć się domem i tatą swoim
Który w żałobie rozpaczał co dzień z bólu

Ref.
Ojcze widzę to w Tobie

Boję się kiedy znów
Porównujesz mnie do
Swej żony, która umarła

(Tracę nadzieję)

Musiała zrezygnować ze swoich przyjaciół
Na rzecz bycia Panią rodzinnego domu
Chciała tą jedyną być gdy poznała jego
Ojciec ją zhańbił i doszczętnie zabił
Drobne ciało wraz z duszą młodą
Która nie chciała już żyć


Ref.
Ojcze widzę to w Tobie

Boję się kiedy znów
Porównujesz mnie do
Swej żony, która umarła

(Tracę nadzieję)

Łaska Nocy była dla niej nowym życiem


Ref.
Ojcze widzę to w Tobie

Boję się kiedy znów
Porównujesz mnie do
Swej żony, która umarła

(Tracę nadzieję)

Ref.
Ojcze widzę to w Tobie

Boję się kiedy znów
Porównujesz mnie do
Swej żony, która umarła

(Tracę nadzieję) x2

Ojcze wiedz, że Nyks kocha mnie jak córkę






Piosenka inspirowana książką
 autorstwa P.C i Kristin Cast
"Klątwą Neferet"

Zwykła rozmowa

Pamiętam jak będąc dzieckiem (czyt. okres przedszkole-początek podstawówki) wystarczyło kilka słów i już kogoś znałem, nie wahałem się mu za...